• Od początku założyliśmy, że nie będziemy sprzedawać naszych przetworów w sieciach handlowych. W sieci może być wszystko, produkt ginie pośród wielu. Współpracujemy natomiast z hotelami, targowiskami, różnego rodzaju warzywniakami.
  • "To jest marketing, to ma być drogie". Nie żałujemy pieniędzy na promocję, na portalach społecznościowych i sprzedażowych.
  • Nie prowadzimy gospodarstwa ekologicznego, nie będziemy dążyć do “zielonych listków”, “produktów bio”.

Na “Malinowym Wzgórzu” produkujecie soki i dżemy wg tradycyjnych receptur. Czyja to tradycja - regionalna czy rodzinna? Czym wasze produkty odróżniają się od innych tego typu?

Zdecydowanie rodzinna. Moja żona pochodzi stąd, gdzie znajduje się “Malinowe Wzgórze”, czyli ze Szwajcar w Chełmie (gmina Wolbrom). Jej rodzice mieli już 20 lat temu maliny, prowadzili skup malin, więc malina była w rodzinie mojej żony “od zawsze”. Babcia żony robiła pyszne soki malinowe - wystawiała je do słońca, zasypywała cukrem i w ten sposób nabierały one charakterystycznego smaku i aromatu. Jesienią i zimą zawsze serwowała je nam na rozgrzewkę, to był cały rytuał. Kiedy do mojej przyszłej jeszcze wtedy żony przyjeżdżały koleżanki ze studiów, zazdrościły jej tych soków; przyjeżdżały więc latem i same robiły soki z naszych malin. Pomyśleliśmy więc, że możemy podzielić się z innymi tymi przetworami opartymi na rodzinnej recepturze i naszą radością z ich spożywania.

Czym nasze produkty odróżniają się od innych? Tym, że są najlepsze! Z chęcią przyjmiemy każdego z gościną, aby posmakował naszych owoców i naszych produktów i ocenił ich jakość.

Nie bez znaczenia dla jakości tych przetworów jest to - choć brzmi to może śmiesznie - że w ich produkcję wkładamy całe serce. My po prostu uwielbiamy je robić. Każdy sok, każdy dżem zakręcamy sami i czujemy radość, że możemy te soki i dżemy zaoferować innym.

W ciągu ostatnich lat na rynku pojawiło się wiele produktów naturalnych, tradycyjnych, macie więc sporą konkurencję. Czy działalność, którą prowadzicie, to dobry biznes, czy raczej sposób na życie?

I jedno i drugie. To jest nasza ciężka praca - każdego dnia pracujemy po 12 godzin i małymi kroczkami zdobywamy uznanie naszych klientów, ale też sposób na życie, bo sprzedając nasze produkty na targowiskach poznajemy ludzi, rozmawiamy z nimi, nawiązujemy stałe relacje.

Sprzedajecie wyłącznie detalicznie, czy również w sklepach, np. sieciowych?

Od początku założyliśmy, że nie będziemy sprzedawać naszych przetworów w sieciach handlowych. W sieci może być wszystko, produkt ginie pośród wielu. Współpracujemy natomiast z hotelami, targowiskami, różnego rodzaju warzywniakami. Naszym największym sukcesem w tej dziedzinie jest to, że nasze produkty można kupić w Anglii w sklepie koło stadionu Wembley! Jest to sklep należący do polskiej firmy, która zainteresowała się naszymi produktami i z powodzeniem je sprzedaje.

W jaki sposób nawiązaliście kontakt?

Kiedyś usłyszałem bardzo ważne zdanie: “to jest marketing, to ma być drogie”. Nie żałujemy pieniędzy na promocję, na portalach społecznościowych i sprzedażowych. Jak pan wspomniał, jest bardzo duża konkurencja, ciężko się przebić, ale wierzymy, że jeżeli będziemy robić to sumiennie, nam się uda. Tak jak udało się w tym przypadku, choć słono zapłaciliśmy za reklamę na pierwszej stronie. Teraz czekamy tylko jak otworzą granicę, żebyśmy mogli zrobić sobie zdjęcie przy naszych produktach ze stadionem Wembley za plecami.

Prowadzicie profil na FB, gdzie mocno reklamujecie wasze produkty. Czy to oznacza, że zamierzacie zwiększać produkcję i sprzedaż? Jakie macie plany, bliższe i dalsze?

Bliższe, to przede wszystkim zadbanie o owoc. Pogoda nie sprzyja malinie, obawiamy się ciężkiego roku. Nasza malina musi mieć czas na dojrzenie - babcia zawsze mówiła, że najlepsza na sok jest malina lipcówka, dlatego wszystkie siły kierujemy na nasze pole np. ręcznie plewimy (bo nie pryskamy tego tak naprawdę).

A plany dalsze? Mamy kilka pomysłów: oprócz powiększenia ilości smaków (w tej chwili mamy 15 smaków soków i 10 smaków dżemów) już niedługo wprowadzamy dużą niespodziankę dla małych osób. 

Wspomniał Pan, że nie pryskacie, że plewicie ręcznie. Czy prowadzicie gospodarstwo ekologiczne?

Nie, nie prowadzimy gospodarstwa ekologicznego, nie będziemy dążyć do “zielonych listków”, “produktów bio”. Dlaczego? Tu nie chodzi o “papierologię”. Muszę z przykrością stwierdzić, że tymi znaczkami oszukuje się klientów, ponieważ aby np. sok malinowy był “bio” wystarczy, żeby był posłodzony cukrem trzcinowym “bio”, choć same maliny pochodzą z produkcji konwencjonalnej. My nie chcemy tak. Nie potrzebujemy znaczków, wystarczy nam opinia naszych klientów.

Nie trzeba stosować środków chemicznych, żeby wyprodukować zdrową i ładną malinę. Uprawiamy maliny tradycyjnie, także ze względu na to, że mamy czteroletnią córeczkę i nie boimy się pozwolić jej na zjedzenie naszych malin z powodu jakichś okresów karencji oprysków. Może to dziwnie zabrzmi, ale jesteśmy przekonani, że kiedyś, gdy nie stosowano takiej ilości chemii przy produkcji żywności, ludzie żyli dłużej i byli zdrowsi niż dziś. Dziś nasze życie jest szybkie, bardziej wymagające - po co mamy jeszcze utrudniać je odżywiając się niezdrową żywnością?

Z pańskich słów bije optymizm, którego nie ma wielu producentów owoców jagodowych. Wielu z nich narzeka na słaby popyt, niskie ceny. Co mogliby zrobić, aby pański optymizm udzielił się także im?

Moim zdaniem bardzo ważne jest, by nie produkować owoców z założeniem - wyprodukować, sprzedać, zapomnieć. Owoce produkuje się dla ludzi, dla klientów - trzeba z nimi nawiązywać relację, pamiętać o nich. Każdy z nas lubi być doceniany, to procentuje. Do mnie już zgłaszają się klienci, którzy chcą kupić latem nasze maliny.

Dziękuję za rozmowę.

Swoje produkty i przetwory z owoców i warzyw możesz wystawić także na gieldarolna.pl. Zapraszamy do działy Rynek Spożywczy!