Wycofanie jabłek - więcej pytań niż odpowiedzi
Obecnie jest więcej pytań odnośnie tego programu niż odpowiedzi. - Sadownicy mają dostarczać jabłka drugiej klasy, które ponoć osoby z agencji mają kontrolować na zakładzie, co oznacza, że musimy je przywieźć w skrzyniopaletach bo mają spełniać wymogi drugiej klasy. Jeżeli przywieziemy je na tak zwanej patelni to te jabłka już w momencie przesypania przestają być drugą klasą, więc ciężko to będzie oceniać. Zakłady mają podpisać umowy z agencja jako płatnikiem więc powstaje pytanie, kto się zgłosi. Poza tym mówimy o końcówce sezonu handlowej bo część sadowników już od dawna nie ma nawet kilograma jabłka. Zakłady przetwórcze mają ograniczone moce produkcyjne i jeżeli będziemy im teraz sprzedawać jabłka drugiej klasy z tak zwanego wycofania, to jabłka z odsortu nie będą przetwarzane? Zakłady nie są w stanie podwoić swoich mocy produkcyjnych – dodaje.
Przeczytaj: [Aktualizacja] Skup jabłek z dopłatą - warunki uczestnictwa w programie
W informacjach przekazanych przez ministerstwo pojawiają się wytyczne dotyczące tego kto może wycofać jabłka z rynku. - Są to sadownicy i organizacje czyli uznane grupy producentów. Wymogiem dla sadownika jest realizacja działań prośrodowiskowych w gospodarstwie czyli sadownicy którzy są proekologiczny i ci, którzy mają integrowaną produkcję czyli certyfikat. Pytanie jaki to jest odsetek sadowników w skali wszystkich sadowników? Tutaj znowu mamy ograniczenia. Dodatkowo będzie można wycofać maksymalnie 10 ton z hektara, czyli kolejny element ograniczający tych, którzy nie sprzedali jeszcze jabłek. Na ten moment jest więcej pytań niż odpowiedzi – mówi rozmówca.
Wpływ wycofania jabłek na rynek
Szymanowski przyznaje, że dzisiaj w związku z informacjami o planowanym wsparciu ciężko jest kupić jabłka. Sadownicy ograniczyli sprzedaż jabłek do podmiotów handlujących bo czekają na dalsze informacje przez co ta ‘jabłkowa’ górka rośnie.
Nie sprzedamy więcej jabłek niż mamy. - Przez ten program zamienimy tylko miejsce sprzedaży. Zamieniamy jabłka deserowe drugiej klasy na przemysł, a w tym czasie przemysł jest nieprzerabiany. Możliwe, że zakłady cenę obniżą bo zasadniczo jest to już końcówka sezonu. Dodatkowo zakłady są na przednówku sezonu owoców miękkich i nie będą zainteresowani jabłkiem w dużych ilościach bo mają swoje kontrakty i oczekiwania – tłumaczy Sebastian Szymanowski.
Przeczytaj: Problemy ze sprzedażą jabłek. Skup interwencyjny pomoże?
Jego zdaniem, wycofanie zrobi więcej szkody niż dobrego patrząc na to w sposób całościowy. - Dodatkowo jeżeli zakłady obniżą ceny to pieniądze nie trafią do producentów tylko do przetwórców. Takie działania miałyby sens jeżeli te owoce trafiłyby poza Polskę, a najlepiej poza Unię Europejską żeby nie psuć naszego lokalnego rynku. Takim działaniem psujemy sobie rynek. Jestem bardzo ciekaw finału. My mimo, że sadownicy posiadają integrowaną produkcję i mamy określoną ilość jabłek nie planujemy na bazie tej wiedzy którą mamy wycofać tych jabłek. Sprzedajemy nadal jabłka deserowe i będziemy obserwować sytuację, natomiast nie zanosi się, żebyśmy wzięli w tym mechanizmie udział – tłumaczy.
Żaden pomysł wycofania jabłek na rynek krajowy nie jest dobrym pomysłem. - Moim zdaniem środki które mieliśmy na pomoc mogliśmy wykorzystać lepiej. Na przykład na dopłatę lub sfinansowanie transportów kontenerowych poza granice. Towar by wypłynął od nas, byłby opłacony, a nasze jabłka byłyby atrakcyjne cenowo w związku z tym moglibyśmy sprzedać dobre jakościowo jabłka tworząc przy tym promocję naszych owoców. W moim odczuciu niestety to co się teraz dzieje to tylko próba wpłynięcia na elektorat – podsumowuje Sebastian Szymanowski.
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Komentarze