Posiada Pan 45 hektarów sadu i jest niezależnym producentem i sprzedawcą owoców - co Pan sądzi o ostatnim apelu Związku Sadowników RP o niedostarczanie jabłek do przetwórni i sieci handlowych? Czy sadownicy są w stanie wywrzeć taką presję na podmioty skupujące, by uzyskać dużo wyższe ceny za surowiec?
Nie wiem, czy są w stanie wygrać tę walkę, ale trzeba próbować.
Sytuacja powtarza się co roku - dlaczego?
Nie jest to wina sadowników, zasadniczą rolę odegrała tu polityka. Na przestrzeni dziesiątek lat, od lat 80. XX w. do 20. XXI w. mieliśmy duży rynek zbytu na Wschodzie, w Rosji i krajach ościennych, co pozwalało na nieskrępowany rozwój naszego sadownictwa. W roku 2014 z powodu rosyjskiego embarga rynek gwałtownie się zmniejszył, lecz wciąż sytuację łagodziła sprzedaż do Białorusi; nie wiemy oczywiście dokładnie, co się działo tam z naszymi jabłkami, ale domyślamy się. Gwałtowne ograniczenie rynku nastąpiło wraz z wyborami na Białorusi i zaangażowaniem Polski w sprawy demokracji w tym kraju - furtka została zamknięta i zostaliśmy w kraju z ogromną nadprodukcją owoców. Mamy sady sadzone na potrzeby rynku rosyjskiego, natomiast tego rynku już nie ma.
Nie ma na świecie tak dużych rynków dla naszych owoców jak Rosja. Ilości, które są sprzedawane za morza, do Egiptu, Indii, są wielokrotnie mniejsze od eksportowanych do Rosji. Obecny poziom eksportu polskich jabłek jest podobny do poziomu z lat 90. XX w., ale wówczas mieliśmy produkcję na poziomie 2 mln ton, a dziś produkujemy 4,5-5 mln.
Od 2014 r. - mimo zamknięcia rynku rosyjskiego - produkcja wzrosła…
Owszem. Ale trzeba pamiętać, że był taki okres, w którym Państwo pomagało nam trochę poprzez skup jabłek dla organizacji charytatywnych i do utylizacji. Jednocześnie był to czas intensywnej modernizacji gospodarstw przy pomocy funduszy unijnych, a warunkiem uzyskania dofinansowania było zwiększenie produkcji. Nie wymiana sadu na bardziej rynkowy, ale wzrost areału. Wg mnie (i sądzę, że większość sadowników i ekspertów przyzna mi rację), to było niespójne: z jednej strony próba ratowania sytuacji poprzez rozdawnictwo owoców na cele charytatywne czy utylizowanie ich, z drugiej - impuls do zwiększania powierzchni nasadzeń, zwiększania produkcji, bo to było warunkiem uzyskania pomocy.
Można więc powiedzieć, że sadownicy zostali “wkręceni” w obecną sytuację - nie mogąc sprzedać jabłek potrzebowali wsparcia finansowego, ale żeby je uzyskać, musieli zwiększyć produkcję jabłek… Inwestycje okazały się “ślepą uliczką”.
Inwestycje były potrzebne, ale w innych kierunkach - siatki przeciwgradowe, technologie przechowywania i przygotowania do sprzedaży, odmiany bardziej handlowe. Rozwijanie produkcji w okresie nadprodukcji to był błąd.
W rozmowach na ten temat przewija się wątek koncentracji podaży, na wzór krajów południowych, jak Włochy. Czy w Polsce to jest możliwe, czy barierą jest tu skala produkcji?
W północnych Włoszech, gdzie produkcja jest największa, gospodarstwa są bardzo małe, nie są w stanie funkcjonować samodzielnie, dlatego działają w kooperatywach. Takich kooperatyw jest tam zaledwie kilka i oczywiście mają większy wpływ na cenę sprzedaży. Natomiast w Polsce jest bardzo wiele grup producentów, sadowników indywidualnych większych i mniejszych, natomiast po drugiej stronie jest kilka dużych światowych koncernów. Wiadomo, że łatwiej jest porozumieć się kilku prezesom dużych koncernów niż setkom grup i tysiącom sadowników.
W okresie pandemicznym ceny owoców były wysokie, głównie za sprawą popytu. W efekcie w kolejnym sezonie wielu producentów wstrzymywało sprzedaż owoców do wiosny, licząc na powtórkę hossy cenowej z sezonu 2019/2020. Wielu straciło z powodu tej strategii. Jaką strategię sprzedaży ma Green Fruit, czego można się spodziewać po tym sezonie?
Nie do końca się z panem zgadzam, ponieważ do połowy sezonu rynek jeszcze w miarę funkcjonował, i ceny nie były złe. Punktem zwrotnym były wybory na Białorusi. Ja generalnie sprzedaję jabłko wiosną, i gdybym chciał sprzedać je wcześniej, np. w marcu, to ono się wtedy słabo sprzedawało. Podobnie w kwietniu. Przez cały okres wyborów na Białorusi jabłko sprzedawało się słabo. Gdyby handel w kierunku wschodnim funkcjonował jak w poprzednim sezonie, to jabłko sprzedałoby się wcześniej. Cena może nie byłaby wysoka, ale byłaby wyższa. Tymczasem sprzedaż na Białoruś została zahamowana, został nam rynek krajowy i nic nie można było z tym zrobić.
Problemy sadowników zostały spowodowane przez zmieniające się warunki polityczne. Może więc politycy rozwiążą te problemy? Są projekty rządowe tworzenia podmiotów państwowych skupujących i sprzedających owoce…
Myślę, że państwo nie powinno zajmować się działalnością gospodarczą, lecz powinno stworzyć warunki, w których wszyscy uczestnicy rynku mogą na nim funkcjonować i osiągać marżę, która pozwoli przynajmniej przetrwać. Powinny nastąpić jakieś regulacje, które gwarantowałyby producentom przynajmniej zwrot kosztów produkcji.
Mamy początek nowego sezonu produkcji i sprzedaży - czy będzie on trudny, czy może jest nadzieja na polepszenie sytuacji?
Myślę, że to będzie trudny sezon. Jeżeli nic się nie zmieni, produkcja bardzo mocno spadnie, ludzie będą odchodzili z branży, będzie nam przybywało sadów niechronionych, zmniejszy się wolumen owoców dla wymagających klientów.
Mam nadzieję, że za jakiś czas “słońce się uśmiechnie” do sadowników, ale pewności żadnej nie mam. Ceny są bardzo niskie, sytuacja nie jest dobra. Oczywiście jest nadzieja, bo bywały już takie trudne sezony, po nich przychodziły lepsze; natomiast potrzeba nam stabilizacji, pewności, że dobrzy producenci będą mogli dobrze zarabiać. Przypuszczam jednak, że w najbliższym czasie taka stabilizacja nie nastąpi i czekają nas trudne lata.
Dziękuję za rozmowę
Chcesz sprzedać płody rolne? Dodaj ogłoszenie na gieldarolna.pl!
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Komentarze