
24 lutego 2022 roku rozpoczęta została rosyjska inwazja na Ukrainę stanowiąca eskalację wojny trwającej od 2014 roku. O to jaki wpływ na rynek owoców miał wybuch wojny na Ukrainie zapytaliśmy Mirosława Maliszewskiego, prezesa Związku Sadowników RP.
Za chwilę minie rok od wybuchu wojny w Ukrainie - jaki miała wpływ na nasz rodziny rynek owoców?
Wojna na Ukrainie w przypadku niektórych gatunków zmieniła niemal wszystko. Pamiętajmy, że jej pierwsza odsłona miała już miejsce w sierpniu 2014 roku. W przypadku np. jabłek całkowicie zmieniła dotychczasowy układ produkcja/ sprzedaż w tej części Europy. Od czasu zakończenia II Wojny Światowej m.in. Polska była producentem jabłek i niejako to my odpowiadaliśmy za ich produkcję w bloku komunistycznym. Rzecz jasna nikt nam tego prawnie nie przypisał - wywalczyliśmy to ciężką pracą poprzednich pokoleń, naszych rodziców i dziadków. W innych socjalistycznych krajach pomimo początkowych sukcesów, sadownictwo raczej się nie rozwinęło. Po upadku komuny niemal płynnie przeszliśmy do kontynuowania zaopatrywania krajów upadłego bloku w jabłka, zwłaszcza Rosji.
Przeczytaj: ZSRP domaga się wprowadzenia mechanizmów pomocowych
Zakaz handlu z 2014 roku, a zwłaszcza jego najostrzejsza wersja w efekcie agresji z lutego 2022 roku, chyba zakończyły na długo układ powstały w ubiegłym wieku, czyli Polska produkuje jabłka, a Rosja je kupuje. W przypadku innych owoców i niektórych warzyw jest podobnie.
Jakie są konsekwencje działań wojennych w Ukrainie i co dalszy jej przebieg może oznaczać dla polskich producentów owoców i warzyw?
Konsekwencją jest kryzys, jakiego jeszcze w polskim sadownictwie nie było. Nawet upadek bloku wschodniego, likwidacja ówczesnych struktur handlowych, tak międzynarodowych, jak i wewnętrznych nie miał tak negatywnego oddziaływania, jak obecne zdarzenia. Nie dość, że utraciliśmy rynek największego na świecie importera owoców i warzyw, to jeszcze wystąpiły ograniczenia w dostępie do taniej siły roboczej i tanich surowców energetycznych. Brak rynków zbytu spowodował spadek cen sprzedaży, a więc niższe przychody, brak surowców i pracowników, to zaś wysokie koszty produkcji. W rolnictwie dochód to różnica pomiędzy przychodami i kosztami. W tej chwili więc go nie ma i nie bardzo widać horyzont, w którym on się pojawi. Wszystko zależy od dalszego rozwoju sytuacji i od nas samych.
Czy my – producenci owoców i warzyw – jeszcze długo będziemy ponosili konsekwencje wojny?
Rynek owoców w tej części świata zmienia się już od 2014 roku, czyli pierwszego embarga. Bardzo silnie rozwinęło się sadownictwo w krajach, które mogły swobodnie eksportować do Rosji. Podobnie z niektórymi warzywami. Kraje takie jak: Białoruś, Serbia, Mołdawia, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, a nawet Ukraina uruchamiały rządowe programy wspierające zakładanie nowych plantacji, które właśnie wchodzą w pełnię owocowania. Podobnie działo się w samej Rosji, która jakiś czas temu postawiła na samowystarczalność żywnościową i zerwała z postdrugowojennym nieformalnym układem, że Rosja to surowce, przemysł ciężki i armia, a żywność ma pochodzić z innych państw bloku wschodniego. Do tego w przypadku jakichś chwilowych braków na rynku, kraj ten otwiera się na import z Chin, Iranu, Turcji, Argentyny, Brazylii, czy Chile.
Na naszych oczach upadł układ, który przez kilkadziesiąt lat pozwolił nam dość dobrze żyć.
Tak więc konsekwencje tej wojny będziemy odczuwać nie przez najbliższe dwa- trzy sezony. Wojna odmieniła na zawsze relacje w polskim sadownictwie i niemal całkowicie zmieniła warunki jego funkcjonowanie.
Jestem natomiast głęboko przekonany, że gdyby nie konflikt rosyjsko - ukraiński, to dziś nie mielibyśmy żadnego kryzysu, a Polska byłaby nadal największym świecie eksporterem jabłek i niektórych innych owoców i warzyw.
Oznacza to, że prawdopodobnie przed sadownictwem kolejne lata kryzysu... Jak go przetrwać? Co zmienić?
Nic nie mówię o rynku wewnętrznym, bo na nim w zakresie handlu większe zmiany nie zaszły. Zjadamy około 500- 700 tys. ton jabłek rocznie i raczej szybko się to nie zmieni. Produkujemy zaś ponad cztery miliony ton. Oznacza to więc, że eksport jest kluczowy i nieodzowny. Bez niego nie istniejemy obecnie i w następnych latach.
Chcąc przetrwać musimy sporo zmienić. Najpierw w swoim myśleniu, później działaniu w gospodarstwach i handlu.
Niestety jak czytam niektóre komentarze zarówno pod moimi, jak innymi wypowiedziami, to mam wrażenie, że niezależnie od wieku przeważa stare myślenie, które ukształtował pogląd, że wszystko da się sprzedać, że wszystko ktoś gdzieś na świecie musi od nas kupić. Niestety tak nie jest. Nie ma bowiem jakiegokolwiek państwa na globie, które byłoby w stanie kupić z Polski ponad milion ton jabłek rocznie. Jest to niemożliwe zarówno pod względem liczby konsumentów, dostępnych pieniędzy, ilości kontenerów, przepustowości portów itp., itd. Musimy więc dostosować się do wymagań innych rynków, tych położonych w Europie Zachodniej i w krajach daleko położonych.
Rynki te wymagają określonych odmian (nieco innych niż wymagała Rosja), certyfikacji, brandów i marek handlowych, działań promocyjnych, sprawnej logistyki, wsparcia administracyjnego ze strony Państwa, zabezpieczenia transakcji. To wszystko zaś wymaga szerokiej współpracy wszystkich uczestników rynku: sadowników, firm handlowych, w tym grup, Rządu. Mam niestety, że na dziś jesteśmy w fazie zagryzania się nawzajem, a nie tworzenia wspólnoty. Szkoda, bo czas leci, a sytuacja sama się nie rozwiąże.
Dziękuję za rozmowę.
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
CHF
4,72 -0,03%
GBP
5,34 -0,33%
USD
4,35 -0,57%
ON
7,01 -9 gr
LPG
3,16 -2 gr