
Sytuacja na rynku jabłek jest wciąż niepewna. Wielu sadowników czeka na ożywienie handlu po Nowym Roku. Czy popyt i ceny jabłek wzrosną? Zapytaliśmy o to Mirosława Maliszewskiego, prezesa Związku Sadowników RP.
Czy sadownicy mogą liczyć na ożywienie w handlu jabłkami po nowym roku?
Mirosław Maliszewski: Kiedyś było tak, że prawdziwy handel jabłkami rozpoczynał się właściwie po 1 stycznia. Było to związane z wysyłkami do Rosji. Od kilku lat jest nieco inaczej, bo wysyłki zaczynają się już w trakcie zbiorów. Stało się to głównie za sprawą otwarcia rynku Egiptu, który ma zapotrzebowanie importowe niemal przez cały rok kalendarzowy. Ożywienie nastąpi wtedy, kiedy także inni importerzy nie będą już mieli krajowej oferty lub ceny naszych owoców będą niższe. Tak jest choćby na rynku niemieckim czy choćby węgierskim.
Jak w tej chwili kształtuje się popyt na polskie jabłka?
MM: Popyt jest dość stabilny jak na tę porę roku. I wcale nie taki mały. Jego wzrost będzie możliwy pewnie dopiero po zakończeniu okresu świąteczno- noworocznego, a więc około połowy stycznia. Sadownicy najczęściej oceniają skalę zainteresowania jabłkami na podstawie obserwacji rynków hurtowych, np. Bronisz, Sandomierza, czy Elizówki. To zła ocena, gdyż rynki tego typu tracą na znaczeniu i raczej jest na nich stałą przewaga podaży nad popytem, czyli więcej sadowników na placu niż kupców. Jest to oczywiście spowodowane stale rosnącą dominacją sieci handlowych. W tych zaś popyt jest w miarę stały.
Czy można liczyć na to, że wiosną ceny jabłek wysokiej jakości wzrosną?
MM: Można się spodziewać takiego zjawiska. Powodów jest kilka. Po pierwsze, przemysł przetwórczy ma duże potrzeby zakupowe, bo jest popyt na sok jabłkowy. Sytuacja z minionych kilku tygodni to potwierdza. „Zdejmuje” on z rynku owoce gorszej jakości, których nie opłaca się sortować. Po drugie jakość jabłek wyjmowanych z chłodni może być niska, co jest spowodowane pogodą w okresie zbiorów. Podaż dobrej jakości „deseru” może więc być mała. Efektem może być wzrost cen, ale nie musi.
Co dalej z eksportem jabłek?
MM: I to właśnie jest największa niewiadoma. Mamy do tej pory trzy największe rynki eksportowe: Egipt, Niemcy i….Białoruś. Pierwszy i drugi kraj będzie raczej kupował na niezmniejszonym poziomie. Gorzej z Białorusią, która może zostać całkowicie zamknięta.
Czy zamknięcie białoruskiego rynku będzie miało duży wpływ na polski rynek jabłek?
MM: Zamknięcie rynku białoruskiego to wielkie niebezpieczeństwo, które może mieć katastrofalne skutki. Dziwią mnie więc niektóre opinie wyrażane przez sadowników, że to nawet dobrze, że to przyniesie pozytyw dla branży. Nie rozumiem tych stanowisk. Politycznie zamyka się nam największy z rynków, a ze środowiska płyną sygnały, że to nawet dobrze. Mam jedynie nadzieję, że ktoś się opamięta (mam na myśli polityków) i temu nieszczęściu zapobiegnie. Czasu zbyt dużo nie ma.
Jak Pan widzi kolejne miesiące w handlu jabłkami?
MM: Będzie zależało od wielu czynników - cen koncentratu jabłkowego, polityki przetwórni, jakości jabłek wyjmowanych z chłodni, przebiegu pandemii, białoruskiego embarga i wielu innych czynników. Teoria nam sprzyja, bo na jabłka jest zapotrzebowanie, nie ma zapasów przetworów, zbiory nigdzie nie były rekordowo wysokie. Obyśmy tylko nie popadli w panikę tak, jak to miało miejsce jesienią. Dużej presji sprzedażowej nikt nie wytrzyma i ceny wówczas na pewno spadną. Sprzedając systematycznie mamy szansę na dobre ceny.
Dziękuję za rozmowę.
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
CHF
4,72 -0,03%
GBP
5,34 -0,33%
USD
4,35 -0,57%
ON
7,01 -9 gr
LPG
3,16 -2 gr