
- Tylko pierwsze odmiany jabłek zostały zebrane we właściwym czasie, natomiast 70% zostało zebranych po terminie. W związku z tym rzeczywiście wielu sprzedaje owoce od razu bez wkładania do komór. Dlatego wydaje mi się, że w kwietniu-maju może zapłacić każda odmiana, jeśli będzie spełniała warunek - mówi serwisowi sadyogrody.pl Cezary Rokicki, właściciel gospodarstwa Sad Rokicki w Białej Rawskiej.
Na swoim profilu FB zamieścił Pan post IPSAD “Trwa olbrzymi niedobór jabłek na rynku i sytuacja ta coraz bardziej się pogłębia. Owoce lepszej jakości już dawno zostały wyprzedane a cena tych, które pozostały w chłodniach jest astronomiczna. Aby uspokoić sytuację, rząd interweniuje i nakłada na jabłka ceny maksymalne. Dlatego nasi handlowcy zmuszeni są do wprowadzania do obrotu jabłek z pewnymi wadami. Niektórzy nawet wstrzymują dostawy do zakładów przetwórczych by tylko ratować rynek jabłek deserowych”. Rozumiem, że to żart?
Tak, to oczywiście żart, a raczej satyra na polskie sadownictwo. Chciałem pokazać w ten sposób do czego prowadzi przedziwna polityka sprzedażowa grup producenckich, które wstawiają do marketów jabłka klasy przemysłowej.
Szczególnie poruszyła nas ostatnia sprawa, gdy w w jednej z sieci pojawiły się skrzynie z jabłkami brudnymi, zmieszanymi z liśćmi, pognitymi, z korkiem, a do tego obok leżała taka mini-gabla jak do ziemniaków. A my narzekamy, że konsumpcja jabłek w Polsce spada. Jak ma nie spadać, skoro wystawia się do sprzedaży przemysł? Przepraszam za porównanie, ale świniom zadaje się paszę lepiej, niż polskie jabłka polskim konsumentom. A my chcemy, żeby jabłka były uważane za zdrową przekąskę dla dzieci. Przecież to dramat.
Polacy nie jedzą 3 milionów ton na rok, żeby nam brakowało jabłek pierwszej klasy, które moglibyśmy sprzedawać na krajowym rynku. Wiadomo, że markety chcą kupić jak najtaniej, ale moi kuzyni w Niemczech wysyłają mi czasem zdjęcia owoców z niemieckiego Lidla - tak porządnego towaru w polskich marketach się nie znajdzie. Dlaczego? Czy to jest odgórnie ustalone, żeby zniszczyć polskie sadownictwo?
Gdzie są polskie instytucje kontrolne, JIHARS, PIORIN, skoro w marketach sprzedaje się zgnite jabłka?
Chcę tu zaprotestować w imieniu grup, ponieważ wiele z nich sprzedaje jabłka pięknie opakowane, po 4 sztuki, np. Jabłko Grójeckie, Łąckie, Sandomierskie. Chociaż Jabłko Sandomierskie idzie już na sprzedaż…
W tym roku wielu sadowników “wykruszy się” z rynku, a wraz z nimi wiele grup czy firm handlujących. Taka jest prawda - jeśli sadownik nie zarabia, to nie zarabiają podmioty z nim związane. Dotyczy to również firm z otoczenia sadownictwa - jeśli nie kupujemy rynien, kostki, słupów, drutu itp. itd, to firmy, które w regionach sadowniczych funkcjonują, też mają coraz gorzej. Jeśli nie kupujemy nawozów, środków ochrony roślin, to dystrybutorzy funkcjonują coraz gorzej. A ludzie nie kupują, bo robi się to coraz mniej opłacalne.
Z powodu wysokiej ceny prądu wielu sadowników decyduje się na sprzedaż bezpośrednio po zbiorach, możliwe więc, że rzeczywiście wiosną jabłek będzie mało i będą one drogie. Możliwe, ale nie pewne - warto ryzykować? Które odmiany wkładać do komór, a których nie ma sensu? A może nie należy patrzeć na odmianę lecz na jędrność i zdrowotność jabłka?
Ja do zbiorów miałem pełną obsadę ludzi i wszystkie odmiany zostały zebrane we właściwym oknie zbioru. Teraz wszystkie jabłka mam zamknięte w komorach i do marca nie zamierzam ich stamtąd wyjmować: mamy swoją fotowoltaikę i nie musimy przejmować się cenami prądu, gdyby nie to, nie ryzykowałbym wkładania takiej ilości jabłek.
Natomiast widzę, że u bardzo wielu sadowników tylko pierwsze odmiany zostały zebrane we właściwym czasie, natomiast 70% zostało zebranych po terminie; a są przypadki, że w niektórych sadach jabłka wiszą na drzewach nawet teraz (15 grudnia - red.). W związku z tym rzeczywiście wielu sprzedaje owoce od razu bez wkładania do komór. Dlatego wydaje mi się, że w kwietniu-maju może zapłacić każda odmiana, jeśli będzie spełniała warunek odpowiedniej jędrności i jabłko nie będzie się świeciło.
Oczywiście, jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż rok temu - w zeszłym roku o tej porze masa towaru szła na Białoruś, teraz nie idzie wcale. Egipt stoi, troszeczkę wysyłamy jabłka na Zachód na obierkę, i tyle, bo nasz krajowy rynek jest zapchany. Grupy mało skupują, bo mają bardzo wysokie koszty przechowywania z powodu cen prądu; komory na wynajem są drogie, nawet do 150 zł. za paletę - żeby wynajęcie za taką cenę się opłacało, musiałoby wiosną kosztować minimum 1,50 zł.
Teoretycznie więc jabłko może być drogie na wiosnę, ale równie dobrze może być tanie - to zależy w dużej mierze od sytuacji geopolitycznej, decyzji rządu w Kairze i tym podobnych sytuacji. Ale też od tego, że artykuły spożywcze pierwszej potrzeby bardzo drożeją, a owoce nie są artykułem pierwszej potrzeby, więc konsumenci niekoniecznie będą chcieli je kupować. Kiedyś mieliśmy Rosję…
Przepraszam, że przerwę - nie sądzi Pan, że wszystkie problemy polskiego sadownictwa wynikają właśnie z ciągłego patrzenia na Rosję? A przecież ten rynek już dla nas nie istnieje…
Oczywiście, że nie istnieje. Bywam często na Wschodzie, ostatni raz byłem w Rosji w ubiegłym roku; oglądam sady i widzę, jak bardzo one się tam rozwijają. Szczególnie, że w Rosji wystarczy, że ktoś ma ziemię i chce założyć sad i dostaje niskooprocentowany kredyt na wszystko. Za rok - dwa Rosja stanie się samowystarczalna pod tym względem. Również w Kazachstanie sadownictwo mocno się rozwija; byłem tam kilka dni temu i jestem w szoku, ile tam powstało sadów w ciągu ostatnich kilku lat.
A przecież jeszcze kilka lat temu z urzędu celnego w Słomczynie wyjeżdżało z jabłkami 600 tirów tygodniowo..
I dlatego właśnie każdy sadził - bo przecież Rosja weźmie. Jest dużo owoców do zebrania? Nie przejmujmy się, przyjedzie Ukraina i zbierze. A teraz rynku rosyjskiego już nie ma i pracowników z Ukrainy też powoli zaczyna brakować. A gdy skończy się tam wojna i państwa Zachodu zaczną odbudowywać Ukrainę, będzie tam tyle pracy za takie pieniądze, że Ukraińcom nie będzie się opłacać pracować u nas. Tak samo jak wielu Polaków nie jeździ już zbierać szparagów u Niemców, bo mają pracę w Polsce.
Panie Cezary, to co w takim razie ma robić polski sadownik, jak to wszystko “ugryźć”? Może ratunkiem będzie Europejski Zielony Ład który promuje produkcję bez chemicznych środków ochrony roślin i bez nawozów?
Ja na razie nastawiam się na jakość i na ilość. I trzeba przeczekać te 2 lata - przez 2 lata wszystko się wyklaruje.
Co do Zielonego Ładu - od dawna prowadzę wiele doświadczeń dla UPL Polska, testując biologiczne środki ochrony roślin. I widzę, że to nie jest łatwe, wymaga to poświęcenia i pasji - przeciętny Kowalski będzie miał olbrzymie trudności z poradzeniem sobie z tym. Tymczasem już za dwa lata wiele chemicznych środków ochrony będzie zakazanych.
Środki biologiczne działają tak samo, jak konwencjonalne, ale ich stosowanie musi być perfekcyjne - nie można ich zastosować dzień przed, dzień po, ale tylko w danym momencie. Ja stosuję te środki od 5 lat, potrafię wyprodukować jabłko “zero pozostałości”, i w tym upatruję swoją szansę.
Dziękuję za rozmowę!
Zobacz także:
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
CHF
4,69 -0,26%
GBP
5,31 -0,13%
USD
4,29 -0,25%
ON
6,75 -6 gr
LPG
3,11 -1 gr