Kondyacja malin po zimie

Panie doktorze, jak przezimowały maliny?

Wszystko się klaruje dopiero w tym momencie. Zima raczej sprzyjała przezimowaniu roślin, ale na produkcję malin wpłynąć może fakt, że w ubiegłym roku przez nasz region malinowy - lubelski, kraśnicki - przeszło wiele nawałnic. Lubelskie produkuje do 70-80% malin w Polsce, a tym pasem przeszły gradobicia i huragany. Wiele plantacji jest uszkodzonych, na przykład w naszym gospodarstwie straciliśmy praktycznie wszystkie uprawy: grad padał przez 45 minut, towarzyszyła mu wichura, a po nich obficie spadł deszcz. W mojej kilkudziesięcioletniej praktyce zdarzyło się to pierwszy raz.

Warto pamiętać, że do przetwórstwa jest kierowane w Polsce około 70-80% ogólnej produkcji malin. Dodatkowo zmieniła się bardzo mocno struktura odmianowa. Obecnie dominują maliny odmian letnich i można przyjąć, że jest to około 70%. Na plantacjach odmian letnich w rejonach gradobić, w poprzednim roku doszło do poważnych uszkodzeń pędów jednorocznych. Po zimie kondycja tych pędów może być bardzo niska (uszkodzenia pogradowe, porażenie przez grzyby powodujące zamieranie pędów, ewentualne uszkodzenia mrozowe w miejscach uszkodzeń). Należy się spodziewać zamierania takich pędów w czasie kwitnienia i owocowania.

Choroby i szkodniki malin wczesną wiosną

Czy ciepła zima zwiększyła presję chorób? Jakie zagrożenia są obecnie największym problemem?

Zdecydowanie można zaobserwować narastającą presję chorób. Jeśli mówimy o chorobach grzybowych, to od dwóch lat zwiększa się presja Verticillium spp. - to jest właśnie efekt wyższych temperatur, i jest to widoczne szczególnie na plantacjach w gruncie pod osłonami, których stale przybywa. Wystarczy, że na plantacji znajdzie się pojedyncza chora roślina i będzie stanowiła źródło infekcji dla pozostałych roślin. Makroskopowo Veritcilium nie jest łatwo zdiagnozować, ponieważ objawy mogą być zbliżone do objawów zamierania pędów. Nekrozy w wyniku infekcji tego grzyba pojawiają się od podstawy pędów i rozprzestrzeniają się zazwyczaj z jednej strony pędu ku jego górze.

Jeśli chodzi o szkodniki, zwróciłbym uwagę na pryszczarka namalinka łodygowego - jego larwy zimują w kokonach w glebie, która nie była przemarznięta, a niewiele nam zostało pestycydów umożliwiających jego zwalczanie - i tu mamy wyzwanie. Zwłaszcza jeśli ktoś nie prowadzi monitoringu wylotu muchówek.

Jak sobie radzić z tym wyzwaniami?

Najważniejsza rzecz to właściwe przygotowanie stanowiska. Przestrzegałbym tu przed euforią spowodowaną jakimiś wysokimi cenami malin i doradzałbym uważne przygotowanie gleby przed założeniem plantacji. Zawsze warto zrobić analizę fitopatologiczną gleby. Nie warto wchodzić na nie przygotowane pole i sadzić na nim maliny, przy obecnych kosztach jest to nieracjonalne ekonomicznie. Natomiast na istniejących plantacjach nie mamy w tym momencie zarejestrowanych środków do zwalczania Verticillium, nawozów z fosforanami też nie możemy stosować, z uwagi na pozostałości. Można sięgnąć po rozwiązania biologiczne, preparaty mikoryzowe, które będą ograniczały presję agrofaga.

Przy pryszczarku podstawą jest monitoring - jeśli “złapiemy” początkowy moment wylotu to nawet dysponując tymi insektycydami, które mamy, zwalczymy pierwsze pokolenie i w zasadzie nie będzie większych problemów z drugim i trzecim. Gdy tylko zaobserwujemy pojawienie się muchówek należy wykonać zabieg albo dwa zabiegi co 7-10 dni; i obserwować pułapki feromonowe, czy odławiają się kolejne osobniki - jeśli tak, to zabieg należy powtórzyć. Jeśli stwierdzimy larwy pod korą, ciężko je będzie zwalczyć, bo podczas zabiegu należy dokładnie pokryć dolną część pędów, co jest technicznie trudne do wykonania przy gęstym szpalerze roślin.

Dziękuję za rozmowę!